Pierwszy raz
środa, marca 09, 2016
Pierwszy raz
Pierwszy raz jest stresujący (a przynajmniej dla niektórych).
Kupiliśmy właśnie karnet i lecimy na siłkę. Zmierzamy w kierunku klubu, czujemy wzrok każdego kto tylko nas minie. Wchodzimy do środka, podchodzimy do recepcjonistki i bum. Jesteśmy na siłce. Następny etap to szatnia. Na nasze szczęście udało nam się do niej dojść. Wchodzimy do środka, mówimy dzień dobry, albo też nie, jeśli nagle stracimy głos. Wybieramy szafkę, zaczynamy się przebierać. Wszystko idzie pięknie i jesteśmy gotowi na pierwsze wyciśnięte poty.
Naszym celem jest rowerek, wydaje się najbardziej przyjazny, znajomy więc dla nas idealny. O nie, ale jak uruchomić to cholerstwo? Panika już jest. Nie wiemy co robić, a to dopiero początek. Może podejść do trenera? Nie, w życiu. Próbujemy jeszcze raz i na szczęście się udało. Pedałujemy i myślimy co będziemy robić później. Może znajdziemy jakieś urządzenia na nogi i pośladki? Ale przecież wszyscy będą się na nas patrzeć, jak będziemy szukać tych urządzeń. Może jednak nie, pojeździmy jeszcze tak z 10 minut. Kończymy, wyłączamy go, dezynfekujemy i idziemy na poszukiwania kolejnego przyjaznego sprzętu. Znaleźliśmy, jak się okazuje na ręce, trudno, nada się. Siadamy i próbujemy wyciskać. Tsaaa, na próbie się zakończy, bo ciężar niestety nie jest do pokonania. Nie poddajemy się jednak, patrzymy jak zmienić ciężar i po siódmym razie dochodzimy do rozwiązania. Ustawiamy na minimalny i wykonujemy naszą pierwszą serię. Chwila odpoczynku i kolejne trzy serie. I tak wykonujemy każde ćwiczenie, które napotkamy na swojej drodze. Na koniec jeszcze bieżnia, bo przecież chcemy zrzucić parę zbędnych kilogramów. Ustawiamy sobie 10km/h i biegniemy. Po dwóch minutach chcemy umrzeć. Zwalniamy, żeby chociaż chwilę jeszcze na niej pochodzić. Kończymy trening i lecimy do szatni.
Pierwsze poty wylane, tak! Ale czy będą z tego jakieś efekty..? Chwila zwątpienia, smutek i koniec motywacji. Chcemy do domu, gdzie najemy się lodów.
Czy tak powinien wyglądać trening?
Oczywiście, że nie. Zrujnujemy nasz czas na siłowni. Brak techniki i odpowiedniego ustawienia ciężaru nie przyniesie efektów. Trener chętnie nam pomoże. Pokaże jak powinniśmy wykonywać ćwiczenia, rozpisze dla nas trening, powie ile czasu spędzać na rozgrzewce. Jest on tam tylko i wyłącznie dla nas. Więc nie popełniajmy na każdym treningu tego samego błędu. Chcemy efektów? Zdobądźmy się na odwagę i ćwiczmy tak, jak powinno się to robić. I pamiętajmy na końcu treningu o rozciąganiu, żeby nie było niemiłych niespodzianek.
Każdy z nas powinien mieć ze sobą:
- woda
- spodenki
- koszulka
- wygodne sportowe buty
- sportowy stanik (chyba, że jesteś facetem to raczej nie)
- gumka do włosów
- ręcznik x2
- żel pod prysznic
- klapki
- dla chętnych polecam jeszcze słuchawki, lepszy trening gwarantowany
Na koniec
Mój (jej) pierwszy raz
Mój był pod koniec kwietnia tamtego roku. Kupiłam karnet i pojechałam mega szczęśliwa z torbą na ramieniu na siłownię. Recepcjonistka pokazała kierunek, w którym mam się udać do szatni. Przebrałem się i zaczęłam szukać wejścia na siłkę. Znalazłam po chwili i poleciałam od razu na bieżnie. Jak na amatora przystało zaczęłam od sprintu. Biegłam niecałe 10 minut. No ale nic, zmachana i czerwona jak burak poleciałam na rowerek. Można się domyślić jaki był cel - spalić ile się da kilogramów. Na rowerku spędziłam kolejne 10 minut. Potem poleciałam na urządzenia, niestety nie pamiętam jakie się natrafiły. Na każdym porobiłam parę serii i poleciałam na bieżnie, znowu. Jeszcze bardziej się zmęczyć, a co. Znów przebiegłam parę minut i na tym zakończyłam pierwszy trening. Podstawowy błąd? Nie podeszłam do trenera... Na szczęście w moim wypadku skończyło się na jednym treningu i na kolejnym podeszłam po rozpiskę ćwiczeń.
Z odpowiednim przygotowaniem nawet pierwszy raz nie będzie taki straszny. A już na pewno kolejne treningi będą spokojniejsze. W końcu zacznie być to wasz drugi dom i nie będzie można wyrzucić Was z siłki, ale na szczęście niektóre są całodobowe. Powodzenia dla początkujących i wytrwałości dla reszty siłaczy. Nie poddajemy się!
Mój (jego) pierwszy raz
Mój pierwszy raz był około 3 - 4 stycznia 2015 roku. Poszedłem wtedy z kolegą na siłownię, sam bym chyba dłużej się zbierał do ruszenia dupy na siłkę. Na początku wiadomo, nic nie ogarniasz, więc robisz to co kolega. Krótka, intensywna rozgrzewka, potem lecimy na jakieś maszyny. Zrobiliśmy większość, oczywiście tych co wyglądają na łatwe, ale i tak mieliśmy dość, przynajmniej ja. Wiedziałem tylko, że jutro nie będzie tak wesoło jak wstanę...
Jak było potem? Nie poszedłem do trenera przez miesiąc. Robiłem co mi pasowało i co było wygodne dla mnie "po co mi trener". Po miesiącu w zasadzie nic nie robienia poszedłem do trenera po trening. Różnica była diametralna. Miesiąc chodziłem na siłownię, potem zacząłem trenować.
Idąc pierwszy raz, bałem się jak cholera. Nie widziałem co mam mówić, robić, jak się zachować. Z czasem stało się to naturalne, wiedziałem co z czym jeść. Jednak ciągle musiałem się dokształcać i w tej materii nieoceniona jest pomoc trenera. Z czasem te treningi nabiorą płynności i naturalności i efekty będą coraz lepiej widoczne.
Mój (jego) pierwszy raz
Mój pierwszy raz był około 3 - 4 stycznia 2015 roku. Poszedłem wtedy z kolegą na siłownię, sam bym chyba dłużej się zbierał do ruszenia dupy na siłkę. Na początku wiadomo, nic nie ogarniasz, więc robisz to co kolega. Krótka, intensywna rozgrzewka, potem lecimy na jakieś maszyny. Zrobiliśmy większość, oczywiście tych co wyglądają na łatwe, ale i tak mieliśmy dość, przynajmniej ja. Wiedziałem tylko, że jutro nie będzie tak wesoło jak wstanę...
Jak było potem? Nie poszedłem do trenera przez miesiąc. Robiłem co mi pasowało i co było wygodne dla mnie "po co mi trener". Po miesiącu w zasadzie nic nie robienia poszedłem do trenera po trening. Różnica była diametralna. Miesiąc chodziłem na siłownię, potem zacząłem trenować.
Idąc pierwszy raz, bałem się jak cholera. Nie widziałem co mam mówić, robić, jak się zachować. Z czasem stało się to naturalne, wiedziałem co z czym jeść. Jednak ciągle musiałem się dokształcać i w tej materii nieoceniona jest pomoc trenera. Z czasem te treningi nabiorą płynności i naturalności i efekty będą coraz lepiej widoczne.
2 komentarze
A ja za to byłam pierwszy raz na siłowni z mamą. Było to chyba jeszcze w podstawówce... I wówczas nie zamierzałam regularnie przychodzić na siłownie. No ale teraz to co innego 😂😊
OdpowiedzUsuńNo i prawidłowo, oby tak dalej 😃😊
Usuń